niedziela, 13 września 2009

Zaczelo sie...

Wymiekamy chyba oboje... Godz 22, a my na stacji benzynowej we wrocku. Oboje juz za bardzo nie wiemy jak sie wziac za lapanie... Podchodzimy do ludzi, ale nic na zgorzelec, albo nie chca nas zabrac.
I numer... Pan myje szybke w aucie, to warto spytac.
'do zgorzelca moze pan jedzie?'
'do zgorzelca'
'a nie zabierze pan dwoch wariatow, ktorzy chca na stopa do hiszpani pojechac?'
'a skad jestescie'
/w tym miejscu w 20 sek powiedzialem wszystko o nas ;)/
'no dobrze' :)

My radosni sie pakujemy to ladnego autka. Pan sluzbowo. Z gor. Tajemniczy jakis, a mi po glowie mysl, ze znana twarz...
'a skad z gor?'
'z wisly'
/chyba uzasadniona ta mysl byla.../
niesmialo pytam:
'a czy mi sie wydaje, czy Pana mozemy znac z twarzy?'
'moze i tak'
'a czym Pan sie zajmuje?'
'narciarstwem'

I teraz wlasnie jedziemy z Apoloniuszem Tajnerem ktory dokladnie w tej chwili dzwonil do trenera siatkarzy, zeby zlota pogratulowac!!!!!!! :)

a dopiero podroz rozpoczelismy :)

3 komentarze:

  1. To ja czekam na zdjęcia z tego podboju półwyspu iberyjskiego:D haha

    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteście moimi mistrzami. Pozdrówcie ode mnie morze!

    Jacek chcę poznać tego drugiego postrzeleńca, co z tobą jedzie. Zapraszam na zakończeniowy obiad (kolację) we wrocławiu przy kominku moim.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to pięknieście trafili! należy sie pocztówka Panu trenerowi:) jak mówiłam, trzymam kciuksy, nie ustawajcie:D / magda m.

    OdpowiedzUsuń